piątek, 24 maja 2013

Rozdział 14


*Rosalie*
Nie wiem co się ze mną dzieje. Nie mam pojęcia czemu właśnie stoję przed drzwiami domu w którym mieszka Harry Styles. Nie rozumiem dlaczego w ogóle gapie się na niego nie mogąc nic wykrztusić.
- Rose? - widocznie się zdziwił
- Jak widać. - uśmiechnęłam się najbardziej ciepło jak umiałam - Mogę wejść? - zapytałam niepewnie. On tylko otworzył bardziej drzwi i zaprosił mnie gestem ręki do środka. Wkroczyłam do salonu i opadłam na kanapę. Styles usiadł obok mnie i chwile trwaliśmy w niezręcznej ciszy.
- Posłuchaj... - zaczęliśmy razem - Ty zacznij. - dodał Styles
- Chodzi o Louis'a. - zaczęłam - On jest twoim przyjacielem powinieneś go pocieszać i w ogóle.
- Teraz jest z nim ktoś inny. - prychnął
- Myślałam, że już się z tym pogodziłeś. - odparłam spoglądając na niego
- Pogodziłem. Zastanawiam się czy ty nie jesteś zazdrosna? - zaczął wpatrywać mi się głęboko w oczy
- Dlaczego bym miała być? Louis jest moim przyjacielem i zależy mi na jego szczęściu, a Luisa wydaje się dla niego idealna. - powiedziałam bez zastanowienie. On tylko westchnął i podał mi gazetę ze stolika obok. Spojrzałam na stronę tytułową. Na niej byłam ja i Louis. Obejmowaliśmy się. - Harry...
- Rozumiem. Albo i nie. Skoro go kochasz dlaczego pomagasz mu z Luisą. - rzekł z nieukrywaną złością
- Masz racje. Kocham go. - odparłam szczerze
- Tak myślałem. - prychnął
- Kocham go jak przyjaciela, brata. Nigdy nie pomyślałabym o nim w ten sposób. - wskazałam na nagłówek gazety - O co ci chodzi? Przecież to, że przytuliłam swojego przyjaciela to nie jest przestępstwo! - krzyknęłam nagle zdenerwowana podnosząc się. On po chwili zrobił to samo i zaczęliśmy wpatrywać się sobie w oczy.
- Nie, masz racje! To nie jest przestępstwo! Ale czy ty nie widzisz, że jestem cholernie przez to zazdrosny?! - wrzeszczał na mnie
- Nie karzę Ci! To twój wybór! Nie jesteśmy parą!- odpowiedziałam mu nadal podniesionym głosem.
- Nie, nie jesteśmy. - odparł już normalnym głosem - Co nie zmienia tego co czuję. - dodał i głęboko westchnął. Zaczął krążyć po salonie.
- Co takiego? - zapytałam go łapiąc za nadgarstek i odwracając go w moją stronę
- Nie udawaj, że nie wiesz. - prychnął odwracając ode mnie wzrok
- Naprawdę nie wiem. - odparłam kładąc moją jedną dłoń na jego policzku. On uchwycił ją w swoje ręce i ściągnął z twarzy. Popatrzył na mnie smutnym wzrokiem.
- To i tak nie ma znaczenia. - wyszeptał przez cały czas trzymając moją dłoń
- Dla mnie ma. - odpowiedziałam
- Zależy mi na tobie. Naprawdę, bardzo, bardzo, bardzo mocno. - mówił wpatrując mi się prosto w oczy - Kocham Cię. - dokończył a mnie zatkało. Nie widziałam co powiedzieć. No nie na co dzień sławna gwiazda muzyki pop wyznaje Ci miłość. Tylko co ja mam mu odpowiedzieć. Zależeć mi na nim zależy. Chociaż ciągle na niego wrzeszczę polubiłam go.  Kiedy przy nim jestem czuję takie dziwne ciepło w okolicach serca. Ale czy to jest miłość? Nie mogę tego jeszcze stwierdzić. Za mało czasu i ja nawet nie wiem do końca co to znaczy się w kimś zakochać. - Wiem, że nie odwzajemniasz moich uczuć. Ale pozwól mi zrobić jedną rzecz. - nic nie odpowiedziałam więc uznał to pewnie za udzielenie zgody. Przybliżył się do mnie i najpierw delikatnie musnął moje wargi swoimi. Nie spotykając sprzeciwu z mojej strony zaczął mnie całować delikatnie ale z pożądaniem. Jakby chciał zapamiętać każdy szczegół. Głaskał mnie po plecach a ja nie wytrzymując dłużej w końcu mu uległam. Oddałam mu pocałunek. Z każdą chwilą stawał się on co raz bardziej namiętny lecz w ostatniej chwili się opanowałam. Bez słowa się od niego odsunęłam i spuściłam wzrok na swoje buty.
- Nie mogę. - wyszeptałam - Po prostu nie mogę. - powtórzyłam i skierowałam się w stronę drzwi. Harry jednak mnie powstrzymał chwytając za nadgarstek i uniemożliwiając mi tym samym wyjście.
- Poczekaj. Nawet jeśli nie odwzajemniasz moich uczuć proszę cię nie kończ naszej znajomości. Ja bez ciebie nie potrafię normalnie funkcjonować. Jesteś teraz dla mnie wszystkim. - z moich oczu popłynęły łzy. Nie smutku czy radości. To były łzy, które wyrażały moje zagubienie, bezradność. Tak bardzo pragnęłam rzucić się na niego i powiedzieć te dwa słowa ale co potem? To wszystko to za dużo.
- Nie mogę obiecać niczego. - szepnęłam i wyszłam szybkim krokiem z domu chłopaków. Dzięki szybkiemu marszowi w niecałe dwadzieścia minut znalazłam się w domu. Ściągnęłam buty i płaszcz i nie zwracając na nic uwagi wybiegłam po schodach na górę do mojego pokoju. Kiedy byłam już na łóżku. Rozryczałam się. Jak małe dziecko zaczęłam płakać. Moja cała poduszka był mokra od kapiących słonych kropelek. Czułam się taka rozdarta. Głupia jestem! Dlaczego musiał się we mnie zakochać?! Czemu musieliśmy na siebie wpaść?! Wszystko było by łatwiejsze bez niego. Najgorsze jest to, że chyba właśnie zaczęłam powoli sobie zdawać sprawę z tego, że ja chyba NAPRAWDĘ się w nim zakochuję. I to jest okropne! Nie chcę tego, nie chcę się tak czuć... Nie mogę mu jednak tego powiedzieć ponieważ mi na nim zależy. A ja znam siebie i wiem, że najpewniej prędzej czy później bym go zraniła lub rozczarowała. W takim właśnie stanie zasnęłam. Z głową wtuloną w poduszkę i całą zapłakaną twarzą.
Obudziło mnie lekkie szturchanie w biodro. Nie chętnie otworzyłam sklejone od łez oczy. Kilka razy pomrugałam aby się przyzwyczaić do światła żarówek.
- Rose płakałaś ? - zapytał zaniepokojony Louis - Coś się stało?
- Nie nic. - odparłam ocierając rękami zacieki słonej wody na twarz. - Ty lepiej opowiadaj mi jak tam spotkanie z Luisą? - zmieniłam temat
- Dobrze. Właśnie się pakuje. - uśmiechnął się radośnie co ja odwzajemniłam
- Bardzo się ciesze. - odpowiedziałam
- Właśnie widzę. - lekko się zaśmiał - Jestem twoim przyjacielem. Mi możesz powiedzieć.
- Ale on też jest twoim przyjacielem. - odparłam spoglądając mu w oczy
- Harry? - zapytał a ja pokiwałam głową na tak - Cokolwiek zrobił...
- Nie Louis. To ja wszystko spierdoliłam. On powiedział, że ... mnie... - nie mogłam przełknąć tego słowa - Powiedział mi, że się we mnie zakochał.
- To chyba nie jest powód do płaczu - zauważył
- Jest. Ponieważ ja jak tchórz zamiast mu coś odpowiedzieć uciekłam. Od tak. Nie powiedziałam mu co czuję. - wychlipałam ocierając kolejną porcję łez o poduszkę, która i tak była już cała mokra. Z całej siły się do niego przytuliłam.
- A co czujesz? - dopytywał
- Nie wiem. - jęknęłam odklejając się od niego
- Kłamiesz. - odparł, a ja popatrzyłam na niego zdziwiona - Wiesz tylko się tego boisz. Boisz się, że się w nim zakochałaś i dlatego z tym walczysz. - skwitował
- Ja wcale nie... - zaprzestałam ponieważ zdałam sobie sprawę z tego, że on i tak będzie wiedział kiedy kłamię - Proszę nie mów mu tego. Pierw muszę to wszystko ogarnąć. - poprosiłam na co on ze zrozumieniem przytaknął.
- Dobrze. Nie powiem. Ale ty masz to zrobić. - już był przy drzwiach kiedy o czymś sobie chyba przypomniał - O i jakiś facet wręczył mi przed domem ten list. - podał mi kopertę - Do zobaczenia.
- Cześć! - krzyknęłam tylko i zabrałam się za otwieranie przesyłki. Obróciłam list kilka razy w palcach i zauważyłam, że nadawca jest z Francji. A to mogło oznaczać tylko jedno.W końcu ją otworzyłam i zaczęłam czytać druczek napisany pochyłym pismem mojego ojca, oczywiście w naszym ojczystym języku:
" Rosalindo Violin. Doszły mnie słuchy o twoim nie stosownym zachowaniu i nikłej obecności w szkole. Najpewniej nie zdajesz sobie sprawy jak wiele wstydu mi przynosisz. To jest bardzo poważna sprawa i należy ją rozwiązać. A więc. Od dzisiaj masz nie opuszczać ani jednego dnia w szkole chyba, że będziesz naprawdę poważnie chora. Po drugie : Kategorycznie zabraniam Ci abyś była uwieczniana w różnego rodzaju gazetach, stronach internetowych czy w telewizji. Już dość narozrabiałaś. Zakazuję ci także spotykania się z tym całym zespołem. Żadna z tych spraw nie podlega dyskusji. Jeśli nie zastosujesz się do tych zasad wyciągnę odpowiednie konsekwencje i trafisz w o wiele gorsze miejsce niż Londyn. Mam nadzieje, że wyraziłem się jasno. Chcę żebyś wiedziała, że jeśli zrobisz wszystko co Ci karzę to po skończeniu 18 lat wracasz do Francji, tak jak chciałaś. Tam zamieszkasz w tym samym domu co wcześniej. Jednak na razie. Masz się zachowywać i nie wyróżniać. 
Z pozdrowieniami:
Christophe Violin "
- O kurwa... - tylko tyle zdołałam z siebie wydusić po przeczytaniu listu. No to chyba tyle by było z moich rozmyślań o Harry'm. Czekaj! Wróć! Nie mogę się spotykać z Louis'em a ni z NIM?! Znów przejechałam wzrokiem po tekście lecz nie było tam wątpliwości. I co? To miał być koniec? Tak po prostu, zapomnieć o jego istnieniu. Kiedy ja tak nie potrafię! Wszystko co robię mi go przypomina. Na dodatek ja wcale nie chcę wyjeżdżać! On na pewno będzie chciał wyjaśnień, a ja będę zmuszona do kłamania mu prostu w oczy z tymi pięknymi szmaragdowymi tęczówkami. Zamknęłam list i schowałam go pod poduszkę. Wstałam z materaca i zaczęłam wpatrywać się w małe lustro powieszone na ścianie naprzeciwko mojego łóżka. Wyglądałam okropnie. Czyli tak jak się czułam. Wydawało mi się, że cały świat w jednej chwili stracił sens. Szybko wstałam i weszłam do łazienki. Tam się wykąpałam i przebrałam w pidżamę. Uczesałam włosy w lekki warkocz na bok po czym wróciłam na moje wcześniejsze miejsce. Zakryłam się kołdrą i zaczęłam powoli się uspokajać. Jak mój ojciec chce sprawdzić czy się z nimi spotykam? Przecież zawsze możemy spotykać się u nich albo u mnie i nie będę musiała być widywana z nimi publicznie. No ale co ja się oszukuję. Paparazzi sterczą pewnie przed ich domem i wszystko fotografują. Nie zostało mi nic innego jak udawać, że nic się nie stało i unikać Harry'ego, Louis'a i Luise... To ostanie może okazać się najtrudniejsze, ponieważ chodzimy do jednej klasy. Wydaje mi się, że chyba wykopałam sobie swój własny grób. Moje epitafium będzie brzmiało jak coś miej więcej typu : " Tu leży zimna suka. Jeśli chcecie to na nią naszczajcie. " Ciężko westchnęłam i opadłam na poduszki. Nie! Ja coś wymyślę! W końcu jestem Rosalinda Violin. Dobra przeszło mi przez myśl to moje durne imię więc dalej. Ja potrafię wszystko i nie pozwolę żeby byle goguś z władzą (czyt. mój ojciec) zniszczył to wszystko na czym mi zelży. Jeszcze nie wiem jak ale na pewno mi się uda. Na razie jednak muszę chwilę poczekać.

czwartek, 16 maja 2013

Rozdział 13


*Luisa*
Przez cały dzień zastanawiałam się co powiem Tomlinson'owi kiedy już się spotkamy? Najgorsze jest to że nie jestem pewna uczuć którymi go darzę. Myślałam, że czas pokaże. Chyba jednak za mało go upłynęło. I jeszcze Rose....nie wiem co o tym myśleć. Chciałabym wierzyć w tą opowieść o zagubionych przyjaciołach, ale jakoś nie mogę. A jeśli było między nimi coś więcej? A teraz uczucie odżyło ze zdwojoną siłą? Te myśli kłębiły się w mojej głowie, nie pozwalając mi zapomnieć o tym dzisiejszym spotkaniu.  Postanowiłam być opanowana i nie okazywać zazdrości którą powiedzmy sobie szczerze gdzieś tam w środku ukrywałam. Najbardziej jednak z tego wszystkiego niepokoiło mnie zachowanie Harry'ego. Cały czas chodzi poddenerwowany , nie może znaleźć sobie miejsca.
-Harry uspokój się kurwa! Takie zadręczanie się byle czym nikomu nie służy! -wrzasnęłam dość mocno wkurwiona jego zachowaniem. Na szczęście reszty chłopaków nie było w domu. Niall wyjechał na parę dni do Irlandii, Zayn pojechał z Liam'em i Dan kupić domek letniskowy w którym zamierzają spędzić wakacje. Więc mieliśmy cały dom dla siebie , chociaż trochę to przygnębiające. Mówisz a odpowiada ci tylko głucha cisza.
-Luisa! Jak mogę być spokojny?! Oni teraz mogą... - zgromiłam go spojrzeniem - Co? Tomlinson już stał się tobie obojętny? -spytał podejrzliwie.
-Dobrze wiesz że tak nie jest ! Po prostu nie sądzę aby to co piszą w gazetach było prawdą. Poza tym tobie też wiele razy zarzucali, że się z kimś spotykasz a wcale tak nie było.
- To inna sytuacja! - wrzasnął wciąż niespokojnie poruszając się po całym salonie - Przecież są te wszystkie zdjęcia... - zaczął
- Na których się przytulają. Wielkie mi halo. W końcu byli lub raczej są przyjaciółmi. To normalne! - w końcu nie wytrzymałam. - Przestań histeryzować!
- Ale, ale, ale... - jąkał się nie mogąc znaleźć argumentów
- Czyżby Harry Styles był zazdrosny? - zapytałam zabawnie ruszając brwiami jak to mój brat miał w zwyczaju.
- O Louis'a? - zapytał udając głupka
- O Rosalie. - spłonął rumieńcem na co ja zaśmiałam się donośnie - A jednak.
- A ty nie jesteś zazdrosna o Tomlinson'a? - to pytanie mnie zmroziło.
- Yyyyy... nie. Przecież nic między nami nie ma. - odparłam z zawahaniem w głosie
- Gdyby nic nie było to on by się nie wyprowadził i poszedł mieszkać do Ro.
- Czyli uważasz że to moja wina? -zapytałam z niedowierzaniem. Wtedy zadzwonił jego telefon lecz on nie odebrał tym samym pomijając moje wcześniejsze pytanie.
- Czego ona chce? - zapytał sam siebie
- Co? - zainteresowałam się
- Nic. - warknął i wyszedł z pokoju. Po chwili rozległ się także dźwięk mojego BlackBerry. Spojrzałam na ekran i ujrzałam znienawidzoną przez mojego brata dziewczynę.
- Luisa? - zapytała nie pewnie
- Taylor czego? - warknęłam. Teraz rozumiem czemu Hazza nie odebrał. Powinnam uczynić to samo.
- Czy mogłabyś jakoś umówić mnie z Harry'm? Muszę z nim porozmawiać. - odparła
- Nie sądzę aby on się do tego rwał. - powiedziałam bez emocji
- Ale ja go kocham! - wrzasnęła do słuchawki
- To nie trzeba było go zdradzać! - wykrzyknęłam i się rozłączyłam. Ja pierdole co za żyd.
- Kto to był? - Hazza znów wparował do pokoju i usiadł na kanapie obok mnie.
- Jak myślisz? - zapytałam nie czekając na jego odpowiedź - Twoja ex. - odparłam - A żeby było ci łatwiej chodzi o Taylor. - powiedziałam na co od razy zrzedła mu mina
- Aha. - mruknął tylko i zaczął oglądać telewizję. Widać, że był przybity. Najpierw Rose i Lou, a teraz jeszcze ona. Chciałam mu jakoś poprawić humor więc zaczęłam go gilgotać lecz ten nawet się nie uśmiechnął cały czas miał minę jakby go coś bolało.
-Harry przestań....- przewróciłam oczami.- jeśli naprawdę ci na niej zależy to dlaczego się nie określisz? I nie powiesz jej co czujesz?
-Bo to nie jest takie łatwe jak ci się wydaje.-jęknął.- Chciałbym ale się boje.
-Proszę cię. Czasami warto przezwyciężyć strach i zaryzykować. Pamiętasz jak bałeś się iść do X Factora? -on pokiwał głową.- Miałeś stracha, nie wiedziałeś co cię czeka , ale jednak opłaciło się i dzisiaj masz wymarzone życie.
-Wiesz może i masz rację, ale tu nie chodzi o mnie tu chodzi o nią.- rzekł i wstał z kanapy otrzepując się po czym poszedł do kuchni. Pobiegłam za nim. Wzięłam jabłko z koszyka i usadowiłam się na krześle. Patrzyłam jak nerwowo stukał coś w telefon. Nagle mu go wzięłam.
-Ej! -wrzasnął z wyrzutem.
-Taylor? -bardziej stwierdziłam niż zapytałam.
-Tak.- westchnął. - nie daje mi spokoju. Czego ona jeszcze chce?! - krzyknął uderzając pięścią w stół.
-To pewnie jej kolejna gierka.- rzuciłam od niechcenia. Spojrzałam na zegarek. Była 14 30.
Nie byłam w szkole w sumie sama nie wiem dlaczego. Miałam teraz na głowie większe problemy. Zeskoczyłam z krzesła barowego i udałam się do przedpokoju.
-Wybierasz się gdzieś? -podszedł do mnie i uniósł brwi w pytającym geście.
-No na to spotkanie.-odparłam zakładając czarne vansy.
-Dobra idę z tobą.
-Nie,nie,nie, nie..-rzekłam szybko.- ty zostajesz.
-Okej ,ale jakby co to dzwoń.-powiedział zrezygnowany.
-Dobra.- rzekłam otwierając drzwi z zamiarem wyjścia.
-Ale będziesz dzwonić?-dopytywał.
-Tak ! - krzyknęłam trzaskając drzwiami.
~*~
Droga minęła spokojnie i szybko. Dotarłam do MilkShakeCity w błyskawicznym tempie.
Z daleko już zauważyłam Rose i Louisa. Śmiali się, wyglądali na szczęśliwych. Poczułam ukłucie w sercu. Przez chwile myślałam że nie warto, że nie jestem im potrzebna. Louis szybko zapomni i będzie żył dalej. Jednak jakaś magiczna moc kazała mi tam iść. Szłam w ich stronę a stres coraz bardziej dawał się we znaki. Pociłam się , drżały mi ręce, skręcało mnie w żołądku. Ale pchnięta jakimś dziwnym uczuciem brnęłam dalej , tak aż od nich dzieliło mnie już parę metrów. Rose zauważyła mnie po czym Louis także. Wiedziałam że nie ucieszy się gdy mnie ujrzy , byłam na to przygotowana.
-Rose, co ona tu robi ?! -zapytał podniesionym głosem szatyn kierując pytanie do brunetki.
-Lou...-chciała powiedzieć, lecz ja jej przerwałam.
-Chciałam po prostu porozmawiać.- wypaliłam.
-Luisa już rozmawialiśmy, wszystko sobie wyjaśniliśmy, nie mamy o czym rozmawiać.-rzucił oschle.
-Louis proszę.-błagałam czując jak do moich oczu napływają łzy.
-Luisa nie wiesz jak mi ciężko. Będąc tu ranisz mnie.-powiedział.
Rose przyglądała się temu w milczeniu.
-Louis spróbować zawsze można.-rzekła Violin.
-Dobrze.- wypalił.- mogłabyś nas zostawić? -zapytał
-Jasne, czekam na zewnątrz.-odparła. Ja posłałam jej dziękujące spojrzenie. Usiedliśmy przy stole. Wszyscy skierowali swoje spojrzenie w naszym kierunku. Było to dość krępujące. Nie przywykłam jeszcze do tego zbędnego zainteresowania moją osobą. Przez chwile siedzieliśmy tak w ciszy , co rusz słysząc odgłos robionego zdjęcia. Nie wytrzymałam.
-Możecie przestać i zająć się własnym życiem ?! -wstałam gwałtownie gestykulując rękami.
-Luisa daj spokój.-próbował  uspokoić mnie Tomlinson. Posłusznie usiadłam.
-Wybraliśmy złe miejsce do rozmów.-wyszeptałam nie chcąc by jakakolwiek cząstka słów wpadła w ręce obcych ludzi.
-Tak , chodźmy stąd.-rzekł wstając i łapiąc mnie za rękę. Ruszyłam za nim ze spuszczoną głową ciągle kurczowo trzymając jego rękę. W błyskawicznym tempie znaleźliśmy się na zewnątrz gdzie czekała na nas Rose z shakem. Lou puścił moją rękę.
- Co wy tak szybko? -spytała zdezorientowana Violin.
- Zbyt tłoczno, jeśli rozumiesz co chce przez to powiedzieć.- rzekł szatyn.-Idziemy się przejść.-dodał.
-To ja was zostawiam, jakby co to masz klucze do domu.- uśmiechnęła się ciepło i odeszła.
Ruszyliśmy przed siebie.
- Louis chciałabym żebyś znowu wprowadził się do domu. - wypaliłam. On prychnął pod nosem lekko rozbawiony.
- I co dalej? Będziemy udawać że nic się nie stało? -przystanął łapiąc mnie za ramię tym samym sprawiając że musiałam spojrzeć mu prosto w oczy.
- Wiesz dobrze że się stało, ale...
- Oczywiście zawsze jest jakieś "ale"- fuknął. Pomijając jego wypowiedź postanowiłam kontynuować.
-...ale jest za wcześnie byś wiedział jakimi uczuciami mnie darzysz, za wcześnie bym ja wiedziała jakimi uczuciami darze ciebie. Może to po prostu zwykłe zauroczenie nie wiesz tego. Potrzebujemy czasu , zrozum.-powiedziałam kładąc rękę na jego ramieniu.
- Luisa to ty zrozum. Myślisz, że to się samo ułoży?
- Możliwe. Nie wiesz co będzie jutro, a tym bardziej jeszcze później.
- Ale zdaje sobie sprawę co się dzieje teraz. W tej chwili nie obchodzi mnie nic innego po za tobą. - wyciągnął rękę i przejechał nią po moim policzku. - W życiu nie jest ważna przeszłość czy przyszłość. Liczy się tu i teraz.-ujął moją twarz i delikatnie musnął moje usta. W tamtej chwili nie wytrzymałam wpiłam się całą siłą w jego wargi. On oszołomiony oddawał pocałunki. Wplotłam palce w jego włosy a on wodził ręką po moich plecach. Całowałam go bez opamiętania. Nagle Louis przestał oparł swoje czoło o moje uśmiechając się. Ja to odwzajemniłam.
-Nie mogę uwierzyć..-wydyszał.
-Nie musisz.-odparłam wtulając się w niego. Gdy już się od niego odkleiłam byłam szczęśliwa.
-To co idziemy po moje rzeczy.-zapytał łobuzersko.
-Idziemy.-rzekłam wplatając moje palce w jego.
~*~
*Harry*
Siedziałem sobie na kanapie przed TV oglądając jakiś głupawy reality show. Nie wiedziałem za bardzo co ze sobą zrobić. A na dodatek Isa nie odbiera. A obiecała! Wiedziałem że mogę na niej polegać. Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Niemrawo ruszyłem swój zadek i otworzyłem. Nigdy bym się nie spodziewał że ujrzę w drzwiach....

środa, 8 maja 2013

Rozdział 12


*Harry*
Obudziłem się z słodko śpiącą na moim ramieniu Rose. Wyglądała tak niewinnie i bezbronnie kiedy spała. Uśmiechnąłem się pod nosem wiedząc, że naprawdę jest całkiem inna. Delikatnie ułożyłem ją na kanapie, na której razem zasnęliśmy i postanowiłem przygotować śniadanie. Spojrzałem na zegarek w kuchni. 8 00. Ściągnąłem z siebie koszulkę aby jej nie ubrudzić i wziąłem się za gotowanie. Po dłuższym zastanowieniu zdecydowałem się na omlety. Szybko zmieszałem składniki wyciągnięte z lodówki i już po chwili zacząłem podpiekać pierwszy z nich nucąc sobie pod nosem What makes you beautiful.
*Rosalie*
Spałam na kanapie ? Co ja tu... A no tak. Zapomniałabym. Harry. Rozglądnęłam się po salonie lecz nigdzie nie zauważyłam jego loków ani uśmiechu więc się trochę zdziwiłam. Po chwili do moich nozdrzy doszedł słodki zapach z kuchni. Momentalnie zerwałam się na nogi i niesiona przez tą woń ruszyłam do wspomnianego wcześniej miejsca. Kiedy tam doszłam zobaczyłam Styles'a, tańczącego i śpiewającego ich piosenkę. Normalnie zaczęłabym się śmiać ale przez to, że był bez koszulki to trochę mnie zatkało. Dopiero po upłynięciu kilku sekund zorientowałam się co się dzieje. Odchrząknęłam i uśmiechnęłam się uroczo kiedy na mnie spojrzał. Chyba widział jak to wszystko wyglądało bo się trochę zarumienił. Krótko się zaśmiałam po czym podeszłam do niego i powąchałam omlety leżące obok jego ręki.
- Pachnie smakowicie. - westchnęłam kiedy Hazza zakładał koszulkę. Hehe. Wstydził się mnie.
- Proszę usiąść madam. - odsunął mi krzesło na które ja z wielką przyjemnością usiadłam.
- Dziękuje. - odparłam i zaczęłam jeść podany przez Harolda posiłek. Po skończonym śniadaniu Harry uparł się, że pozmywa naczynia. Nie wiem po co skoro mam zmywarkę. No ale jemu tego się wytłumaczyć nie dało więc odpuściłam.
- Ja będę leciał. - powiedział wychodząc z kuchni i kierując się w stronę drzwi. Kiedy był już gotowy odwrócił się w moją stronę. - Będziesz tęskniła? - zapytał z łobuzerskim uśmieszkiem
- No nie wiem. - mruknęłam pod nosem. Tak naprawdę trochę smutno mi było, że już wychodzi. No ale ja oczywiście nie mogę mu tego powiedzieć.
- No weź. - jęknął
- Będę.- odparłam na co on się uradował
- A buziak na pożegnanie? - zapytał robiąc dzióbek
- Nie przeginaj! - pogroziłam mu palcem jednak po chwili oboje się roześmialiśmy. - Pa Harry. -  zarzuciłam swoje ręce na jego szyję i mocno ale szybko się do niego przytuliłam.
- Robisz postępy. - powiedział z wielkim wyszczerzem na mordce - Spodziewaj się moich nieustannych telefonów! - krzyknął wychodząc
- Nie odbiorę! - odkrzyknęłam
- Zobaczymy! - i tyle go widziałam. Uśmiechnęłam się pod nosem i rzuciłam na sofę w salonie gdy usłyszałam dźwięk sms'a. Już myślałam, że to Styles i chciałam mu wygarnąć lecz otrzymałam miło niespodziankę widząc, że to wcale nie od niego :
" Hej Misiak! Spotkaj się ze mną za pół godziny w parku nie daleko London Eye. Nie przyjmuje odmowy. Muszę z tobą porozmawiać. Louis. "
Czy ta wiadomość oznacza kłopoty. Wygarnie mi teraz całe te lata kiedy nie mieliśmy ze sobą kontaktu? A może chodzi o coś innego? Nie zastanawiając się długo wyszłam z domu w myślach mając ciągle jedno pytanie. Co się stało?
*Hazza*
-Co?! -zapytałem oszołomiony. Lu wstała z krzesła obrotowego i poklepała mnie po ramieniu.
-Nie martw się , jakoś to odkręce. -rzekła spokojnym tonem kierując się do pokoju tym samym zostawiając mnie na środku kuchni z tysiącem pytań do odpowiedzi.
- Może mi ktoś wytłumaczyć co się właśnie stało?! - wrzasnąłem oszołomiony
- W skrócie  - zapytał Malik na co ja twierdząco pokiwałem głową - Louis jest szaleńczo zakochany w twojej siostrze, a ona poprosiła go o bycie tylko przyjaciółmi. Tomlinson się załamał i wyprowadził mówiąc, że nie wytrzyma z nią w jednym domu. Koniec. - powiedział szybko tak, że ledwo co się w tym połapałem.
- Przecież... On... Ona... Luisa! - krzyknąłem i pobiegłem do jej pokoju. Zastałem ją z telefonem przy uchu. Chyba była zdenerwowana.
- Louis nie zachowuj się jak dziecko! - wrzasneła do słuchawki kiedy po kilku sygnałach włączyła się poczta głosowa.
- Luisa? - zapytałem
- Nic nie mów. Spieprzyłam. - powiedziała do siebie
- Nie spieprzyłaś tylko... - chwile się zastanawiałem jak jej na to odpowiedzieć - dobra może jednak spieprzyłaś. - odparłem na co ona prychnęła z rozbawienia. - Ale hej! To u nas rodzinne. Jaki brat taka siostra. - próbowałem ją pocieszyć co nawet dobrze mi szło bo zauważył lekki uśmiech na jej twarzy.
- Dzięki Harry. - szepnęła - Ja to naprawie. Jak tylko dowiem się gdzie jest Tomlinson to zaraz do niego pojadę. - powiedziała pewnie. Uśmiechnąłem się do niej serdecznie po czym ruszyłem do mojego pokoju aby móc na chwile zebrać myśli.
*Rose*
Kiedy doszłam na wyznaczone miejsce zobaczyłam mojego starego przyjaciela z głowę schowaną w rękach.
- Louis  - spytałam nie pewnie po czym obok niego usiadłam. - Co się stało? - on nic nie powiedział tylko się do mnie przytulił co ja oszołomiona odwzajemniłam
- Jestem głupi. - powiedział a ja wyczułam w jego głosie gorycz.
- Nie prawda. Tylko troche nierozważny. - próbowalam zażartować. On się odsunął ode mnie i zobaczyłam na chwile lekki cień uśmiechu.
- Mam do ciebie prośbę. Wiem, że nie powinienem ciebie o cokolwiek prosić ale czy mógłbym z tobą zamieszkać na jakiś czas? - zapytał prawie bezdźwięcznie
- Oczywiście, że możesz. - odparłam trochę uradowana na myśl, że będę mogła spędzić trochę czasu z moim starym przyjacielem. - Ale co się...
- Powiem ci ale nie tutaj. - odparł. Westchnęłam tylko i przytaknęłam. Po chwili byliśmy już w jego samochodzie w drodze do mojego domu. Pokazałam mu jego tymczasowy pokój po czym razem zeszliśmy na dół do kuchni.
- Głodny? - zapytałam
- Nie. - odparł
- Kawa, herbata ? - pytałam
- Nie. - znowu odmowa
- Wiem! Gorąca czekolada! - uśmiechnęłam się triumfalnie na co on potaknął. Szybko zrobiłam nam po kubku napoju po czym razem zasiedliśmy na kanapie w salonie. - Więc. Zacznijmy od mniej przyjemnych tematów. - powiedziałam. On westchnął zrezygnowany. Widział, że nie odpuszczę.
- Nie zmieniłaś się co? - bardziej stwierdził niż zapytał - Powiedzmy, że mamy małe problemy w domu.
- Czyli? - dopytywałam
- No czyli problemy. - odparł
- Chodzi o Lus? - zapytałam
- Nie! - szybko odparł co równało się u niego z potwierdzeniem - Znaczy tak! Znaczy... Skąd ty to wiesz, co? - zaciekawił się
- To widać. - na te słowa westchnął i odstawił kubek na stół. Ja uczyniłam to samo.
- Dlaczego ona? Czemu nie w kimś innym?
- Serce nie sługa. - zacytowałam
- A ty od kiedy taka mądra jesteś? - zachichotałam
- Staram się. - puściłam mu oczko - I wiesz co? Sądze, że ty też nie jesteś jej obojętny. - dodałam po chwili
- Chciałbym. - westchnął
- Nie Louis. Mówię prawdę. Ale ty też postaw się w jej sytuacji. Czy tego chce czy nie jest jeszcze tylko nastolatką. Może boi się, że nie poradzi sobie z byciem dziewczyną Louis'a Tomlinson'a? - podniosłam jedną brew w pytającym geście.
- O tym nie pomyślałem. - przyznał - Ale i tak nie mam zamiaru wracać. Jeszcze nie. - dodał
- Możesz zostać u mnie ile chcesz. - uśmiechnęłam się szczerze
- Dziękuję. O i proszę nie mów nikomu, że tutaj jestem. Nawet Harry'emu. - uśmiechnął się łobuzersko
- A czemu miałabym mu coś mówić? - oburzyłam się
- No nie udawaj. Ciągnie was do siebie. Czuć chemie. - poruszał zabawnie brwiami
- To zmieńcie proszek do prania. - odparłam zaciskając oczy i usta w cienki linie.
- Oj Violin. Nic się nie zmieniłaś.
- Wiesz o tym, że w końcu będziesz musiał z nią porozmawiać? - zapytałam po dłuższym milczeniu
- Tak wiem. - wciągnął powietrze. - Ale teraz chce spędzić czas z moją starą przyjaciółką. - dodał już wesoło. Resztę wieczoru gadaliśmy i śmialiśmy się ze swoich przeżyć. Tak bardzo za nim tęskniłam. Teraz przypomniałam sobie dlaczego. Zawsze był dla mnie jak starszy brat, którego nigdy nie miałam. Obronił mnie, pocieszył, rozśmieszył... Był ze mną w najtrudniejszych chwilach. I nawet teraz. Po tak długiej rozłące widzę, że się nie zmienił. Wciąż jest tym troskliwym słodkim Louis'em jakiego znałam. Poczułam, że nasza więź znowu odżyła. I wiem, że teraz jest moja kolej na pocieszenie go i na to bym teraz ja udzieliła mu pomocy. Ratunku przed jego własną decyzją. Nie pozwolę żeby zrezygnował z dziewczyny, którą szczerze kocha. Teraz oglądamy jakiś denny film romantyczny, ponieważ Louis mnie błagał. A sam śpi sobie kurwa cicho pochrapując a ja muszę to znosić. No na miłość Boską. Wtedy zadzwonił jego telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam Luisa. Przełknęłam ślinę i po cichutku wybiegłam po schodach i weszłam do pokoju. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Louis?! - usłyszałam krzyk Isy
- Nie to ja. Rose. - odparłam
- Rosalie?! Co ty robisz z Louis'em?! Gdzie on jest?! - pytała zdenerwowanym głosem
- Tak jestem z nim. Nic. On teraz śpi i prosił abym nie zdradzała miejsca gdzie się znajduje. - odparłam spokojnie
- Co ty pieprzysz?
- Po słuchaj. Po pierwsze uspokój się. - mówiłam wciąż opanowanym głosem
- Spoko. - powiedziała już ciszej
- No. A po drugie musicie się spotkać i pogadać. Szczerze - podkreśliłam ostatni wyraz.
- Tyle to ja też zdążyłam wymyślić. - prychnęła
- Zorganizuje jakoś spotkanie. Może... Bądź jutro w Milk Shake City po lekcjach. O 15 ? - zapytałam
- Dobra. Cześć.
- No cześć. - rozłączyła się. Widać, że się o niego martwi. Uśmiechnęłam się do siebie i znów wróciłam do salonu. Wsunęłam mu zpowrotem do kieszeni telefon i już chciałam wychodzić lecz on się obudził.
- Co jest? - zapytał zaspany
- Zasnąłeś. Chodź do łóżka bo uwierz ta kanapa może i nie jest nie wygodna lecz jutro rano dałaby ci się we znaki. - uśmiechnął się i bez słowa pomaszerował na górę. Dopiero wtedy odetchnęłam z ulgą. Mam nadzieje, że jutro wszystko pójdzie po dobrej myśli. Musi...
*Harry*
- I co odebrał? - spytałem siostry wchodząc do pokoju dziennego
- Nie. Ale Rosalie odebrała. - odparła
- Jak to Rose? - zapytałem zdziwiony
- No normalnie. - warknęła - Poczytaj sobie lepiej też to. - pokazała mi lapotpa. Zobaczyłem artykuł i zdjęcie przedstawiające Rosalie i Louis'a przytulających się w jakimś parku z nagłówkiem " Czy znana już wszystkim córka prezydenta gra na dwa fronty? A może to trójkącik ... " Ze wściekłością zamknąłem laptop. Co to ma znaczyć?! To napewno kłamstwo. Przecież oni są starymi przyjaciółmi. A możę byli kimś więcej... Nie! Louis by mi tego nie zrobił. Dopiero po chwili odzyskałem mowe.
- Czy oni ... - zacząłem
- Nie będę jednak osądzać pochopnie. Ona nie wygląda na taką osobe. Ja sama nie wiem. Ale chce zorganizować spotkanie więc nie sądze. - próbowała przekonać nie tylko mnie lecz samą siebie. Czułem wachanie. Oby instynkt mojej siostry się nie mylił.

Statystyka

Obserwatorzy