piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 18

*Rose*
Dobrze jest mieć kogoś takiego jak Luisa. Nie wiem czy już mogę nazwać ją przyjaciółką ale na pewno jest kimś godnym zaufania. Mogę z nią normalnie porozmawiać i to chyba jej największa zaleta. Przez całą drogę do domu czułam na sobie czyiś natarczywy wzrok. Dopiero pod drzwiami zdałam sobie sprawę, że śledził mnie jakiś koleś w czarnym garniaku. Zrobiłam wielkie oczy. Mój ojciec posunął się tak daleko, że kazał mnie obserwować. No tego to jeszcze chyba nie było. Szybko wbiegłam do domu zatrzaskując i zamykając drzwi.
- Do reszty go pojebało. - szepnęłam sama do siebie. Ściągnęłam z siebie płaszczyk i botki po czym biegiem ruszyłam do sypialni. Wyjrzałam przez okno i zauważyłam, że na podjeździe stoi czarne BMW. No czyli na imprezę to się chyba nie wybieram. Chociaż. Zbiegłam po schodach i wyszłam tylnymi drzwiami na taras. Zauważyłam bramkę w głębi ogrodu. Uśmiechnęłam się pod nosem i wróciłam do środka. Czyli drogę ucieczki mam ustaloną. Chodź patrząc na tak na to, to jest bardzo dziwne, że jestem zmuszona z własnego domu się wymykać. Wolę jednak nie denerwować bardziej ojczulka więc oszczędzę mu nerwów. Zerknęłam na zegar w komórce. Wskazywał godzinę 16. O ile mi wiadomo impreza w domu 1D zaczyna się o 20 czy coś. Więc mam jeszcze jakby nie patrzeć 4 godziny. Postanowiłam, że coś zjem. Podeszłam do lodówki a tam. Pustka. Jedyne co to jajka. No żesz... Zapamiętać : Trzeba zrobić zakupy. Wyciągnęłam jedyną rzecz znajdującą "chłodnej szafce", znaczy nie licząc jakiegoś sera, który nie pachniał zbyt zachęcająco. Postanowiłam zrobić omlety. Nie wiele zajmuje to czasu a można się na jeść. Już po pół godziny delektowałam się smakiem potrawy. Po zjedzeniu dania talerz włożyłam do zmywarki, a kuchnie posprzątałam. Rozglądając się po otoczeniu uznałam, że jest tu za cicho. Potrzebuję jakiejś współlokatorki albo... psa ! To jest dobre... Tylko jaka rasa... Może haski. Takie rozbrykane, niewyżyte stworzonko. Zastanowię się nad tym później teraz idę się zacząć szykować na imprezę. Mam na szczęście dużo czasu. Weszłam do łazienki i już po chwili odprężałam się w ciepłej wodzie. Tego mi było trzeba. Nie wiem ile leżałam w wannie. Z pół godziny może godzinę. Wysuszyłam włosy i zakręciłam je na lokówce. Normalnie się nie maluje ale skoro wychodzę postanowiłam na delikatny makijaż. Oczy pomalowałam bronzerem, rzęsy przejechałam tuszem, a usta pomalowałam jasno różowym błyszczykiem o smaku poziomki. Pamiętam jak byłam mała i lizałam sobie usta pomalowane taką właśnie pomadką, a mama zawsze mi mówiła, że się rozchoruję albo zamienię w poziomkę. Mimowolnie się uśmiechnęłam na to wspomnienie. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do garderoby. Stanęłam przed szafą z sukienkami. Wybrałam kilka i wzięłam ze sobą do pokoju. Rozłożyłam na łóżku i zaczęłam się im przyglądać. Jak zwykle nie wiedziałam na co się zdecydować. W końcu wybrałam sukienkę w kwiatki, a od pasa w górę całą czarną. Na to założyłam jeszcze jeansową koszulę i złożyłam czarne szpilki.
Poprzyglądałam się sobie w lustrze i stwierdziłam, że czegoś brakuje. Rozglądnęłam się po pokoju w poszukiwaniu jakiejś biżuterii. Podeszłam do małej skrzyneczki i ją otworzyłam, Uśmiechnęłam się pod nosem i wyciągnęłam z niej nieduży naszyjnik z zawieszką w kształcie klucza.
Zapięłam go na szyi i uznałam, że teraz jestem gotowa. Nigdy nie lubiłam kiedy dziewczyny nakładały na siebie byle więcej błyskotek. Tak tylko żeby się pochwalić. Według mnie wystarczy taki mały dodatek aby uzupełnić całość. Zostałam mi jeszcze godzina więc usiadłam w salonie i wzięłam się za pomalowanie paznokci. Wybrałam czarny lakier. Po pół godziny moje paznokcie wyschły i byłam gotowa do wyjścia. Otworzyłam drzwi na taras i przez nie wyszłam. Przy tylnej furtce rozglądnęłam się czy przypadkiem nikt mnie nie widzi. Nie zauważając żadnego obserwatora ruszyłam szybkim krokiem w stronę domu chłopaków. Z oddali usłyszałam muzykę. Zadzwoniłam dzwonkiem i w drzwiach ujrzałam znanego mi mulata.
- Hej Zayn! - próbowałam przekrzyczeć muzykę i uśmiechnęłam się promiennie
- Zapraszam! - wskazał gestem ręki abym weszła i uśmiechnął się łobuzersko - Pięknie wyglądasz. - wyszeptał mi na ucho
- A ty śmierdzisz alkoholem. - zaśmiałam się - Myślałam, że impreza się dopiero zaczyna. - dodałam i zmarszczyłam brwi
- Tak ale kto powiedział, że upiłem się na tej imprezie. - puścił mi oczko i zniknął w tłumie. Pokręciłam głową z dezaprobatą. Czułam wszech ogarniający mnie zapach papierosów, alkoholu i potu. Nie ma to jak impreza. Ruszyłam do kuchni gdzie zastałam całującego się Louis'a z Luisą. Chwilę tak stałam i patrzyłam się na zegarek. W końcu się odkleili.
- Wow. 3 minuty i 5 sekund i to dopiero kiedy weszłam. - uśmiechnęłam się łobuzersko, a oni na mnie popatrzyli zmieszani. - Jeśli chcecie to ukrywać to bądźcie lepiej ostrożniejsi. - puściłam im oczko. Oboje zachichotali,a Luisa chciała podać mi drinka ale Lou go wyrwał.
- A panienka ma ukończone 18 lat? - zapytał z cwanym uśmieszkiem. Popatrzyłam na niego morderczym wzrokiem. Szybko wyrwałam mu kieliszek i jednym łykiem wypiłam jego zawartość - Ej! - wystawiłam mu język.
- Mam w pokoju psychodeliki. - szepnęła mi na ucho Lus i uśmiechnęła się łobuzersko. Odwzajemniłam ten gest i zaczęłyśmy się kierować do jej pokoju. Kiedy przechodziliśmy przez salon zobaczyłam Harry'ego. Siedział na kanapie z drinkiem w ręku, a na jego kolanach siedziała jakaś blondynka. Wciągnęłam głęboko powietrze i na chwilę przystanęłam. Nasze spojrzenia się spotkały ale tylko na chwile. Szybko odwróciłam głowę i zrównałam się z Isą. Kiedy zobaczyłam Styles'a z tą... no nazwijmy to dziewczyną poczułam dziwne ukłucie w okolicach serca. Do moich oczu cisnęły się łzy ale postanowiłam, że nie będę płakać. Nie ma o co. Właśnie to sobie wmawiałam. Pomrugałam szybko kilka razy i oczy wróciły do normy. Zamknęłyśmy za sobą drzwi od pokoju siostry Hazzy, a ona wyciągnęła to co miała wyciągnąć. Usiadłyśmy na podłodze na przeciwko siebie i już po chwili zaczęło kręcić mi się trochę w głowie. Zobaczyłam... chyba elfa.
- Ej Lus... Co to za halucynogeny ? - zapytałam powoli
- Chyba... Atropina. - odrzekła
- Przejebane. - podsumowałam ale nie miałam zamiaru się tym teraz przejmować - Zawsze chciałam zobaczyć jednorożca a teraz kiedy go widzę po prostu nie wierzę. - po chwili rzekłam widząc przed sobą konia z rogiem na głowie
- A ja Św. Mikołaja. Musię cię jozczjajować... Nie jest zjobionjiy z cukiejkjów. - mówiła jak dziecko
- A to chuj mu w dupę. - po chwili obie zaczęłyśmy się śmiać z nie wiadomo czego. Z trudnością wstałam i skierowałam się do drzwi.
- Gdzie leziesz ? - zapytała Luisa, albo może Zajączek Wielkanocny. Nie jestem pewna.
- Po kręconego. - odparłam
- Przynieś mi Marchewkę ! - krzyknęła jeszcze kiedy zamykały się drzwi. Schodząc schodami musiałam podtrzymywać się ściany. Wszystko słyszałam jakbym była pod wodą. Ktoś przedemną stanął i mówił coś od rzeczy. Po chwili poczułam czyjeś ciepłe wargi na moich. Nie wiem czemu odwzajemniłam pocałunek ponieważ mógł to być dziadek mróz, który chciał mnie porwać ale postanowiłam zaryzykować. Nagle ktoś nas od siebie oderwał i zobaczyłam Zajączka.
- Zayn odjebało ci?! Ona nie ma pojęcia co się z nią dzieje. - dopiero teraz lekko oprzytomniałam. Całowałam się z Malikiem! Szybko pomrugałam oczami i zobaczyłam rozczarowane zielone tęczówki. Jego oczy. No to przejebane.
- Ale całuje świetnie - odparł z łobuzerskim uśmieszkiem mulat.
- Nigdy cię nie lubiłam i teraz przynajmniej mam powód !... - coś tam jeszcze pierdolili ale ja za bardzo nie słuchałam. Chciało mi się płakać ale zamiast tego wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Nie mam pojęcia czemu.
- Marchewka! Weź tego Zająca ode mnie! - krzyknęłam. Nie mam pojęcia jak ale Lou się zjawił obok mnie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
- Co wyście brały?! - wrzasnął poddenerwowany
- O Marchewa! - krzyknęła niespodziewanie Luisa i rzuciła się na niego - Weź coś mu powiedz - wskazała na dziadka mroza - On nie może jej całować. - dodała pokazując w moją stronę.
- Harold? - zapytałam chyba kręconego - Wiesz co?
- No? - zapytał
- Chcę... Poskakać. - odparłam uradowana i zaczęłam podskakiwać jak głupia
- Dobra. Biorę Rose na górę. Louis zajmij się moją siostrą. A ty... - zmierzył nienawistnym spojrzeniem Malika - Nie zbliżaj się do niej - syknęła przez zęby biorąc mnie na ręce.
- To może niech ona sama zdecyduje - odparł
- Kto widział moje jajko? - zadałam to pytanie ponieważ nurtowało moją głowę.
- Taaaa na pewno - odparł Harry i zaczął wchodzić na górę po schodach. Otworzył kopniakiem drzwi od pokoju i położył mnie na łóżku. Wrócił je zamknąć, a po chwili usiadł obok mnie.
- Wiesz... - zaczęłam - Przepraszam. - przytuliłam się do jego pleców
- Za co? - udawał tępaka
- Że pocałowałam dziadka mroza. Nie wiedziałam... - dodałam i zaczęłam zalewać się łzami. - Ja naprawdę nie chciałam... - łkałam
- Hej... - przytulił mnie - Przecież nic się nie stało... - pocieszał mnie
- A ty sobie znalazłeś jakąś wiedźmę... - jeszcze bardziej się rozryczałam
- Ja z nią nic nie robiłem.
- Przysięgasz?
- Tak. - uśmiechnął się i dotknął mojego policzka. - Nie płacz. - otarł kciukiem spływające cały czas łzy. Zbliżyłam swoją twarz do jego tak, że prawie stykaliśmy się nosami. Czułam jego szybki oddech na mojej twarzy.
*Harry*
Nagle wszystko przestało istnieć, gdy poczułem na ustach smak jej warg. Były chłodne, ale słodkie, chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie, chciałem więcej, żeby trwał dłużej... Ale, niestety... był to jedynie ułamek sekundy. Kiedy oddaliśmy nasze wargi, ciągle jednak będąc zbyt blisko siebie, wyszeptałem jej do ucha: "Kocham cię", Ro jakby chciała odpowiedzieć to samo, jednak milczała, a jej usta ponownie znalazły się na moich w bardziej gorącym, dłuższym pocałunku. Nie chciałem od życie nic więcej, tylko jej i niczego więcej. Naszymi ciałami zawładnęło pożądanie. Włożyła ręce pod moją koszulkę. Chciałem tego ale nie mogłem na to pozwolić. Odkleiłem się od niej i szybko odsunąłem - Szkoda, że najpewniej jutro o tym zapomnisz. Albo uznasz za halucynacje. - uśmiechnąłem się smutno, pogłaskałem ją po ciepłym policzku i ucałowałem czoło. Położył się, a ja chciałem wstać ale złapała mnie za nadgarstek.
- Zostań. - popatrzyła na mnie błagalnie. Westchnąłem i położyłem się obok niej. Uśmiechnęła się zwycięsko i wtuliła we mnie. Klatka unosiła mi się miarowo co chwila w górę i w dół. Z nudów kręciła na moim torsie kołeczka opuszkami palców. - Wiesz...
- Słucham.
- Harold... Ja cię... naprawdę... bardzo... bardz... - ziewnęła - bardziej... a tam ten nic dla mnie nie znaczy... - szepnęła jeszcze na końcu i po chwili pogrążyła się w krainie Morfeusza.
Czułem jej ciepły oddech na swoim torsie. Ciekawe co chciała powiedzieć... Chodź nie sądzę, że by było to coś odkrywczego. Spojrzałam na nią jak tak spała. Uśmiechała się. Ciekawe co jej się śniło. Dotknąłem opuszkami palców usta. Czułem na niech poziomkowy błyszczyk. Nieświadomie zacząłem głaskać ją po włosach. Tego dnia, a raczej nocy nie zapomnę raczej do końca życia. Tylko jeszcze pozostaje Zayn... Czy to możliwe żeby coś czuł do Ro? Widziałem, że nie był na tyle pijany by nie być świadomym swych czynów. Więc dlaczego to zrobił... Gdyby nie Lus to mógł by zrobić coś jeszcze gorszego... Ciekawe co ona teraz wyprawia... Oby Louis sobie z nią poradził...

3 komentarze:

Statystyka

Obserwatorzy